Historia wielu wspaniałych dzieł solowych często związana jest z przyjaźniami kompozytorów i muzyków. Wyobraźnię Brahmsa rozbudzał dźwięk klarnetu Richarda Mühlfelda, Chopin poznał wiolonczelę dzięki grze Auguste’a Franchomme’a, a dzieła skrzypcowe Szymanowskiego powstawały w ścisłej współpracy z Pawłem Kochańskim. No właśnie,
Karol Szymanowski.
Jak to możliwe, że wiolonczela nie zaistniała u mistrza w procesie tworzenia? Wytłumaczenie tego faktu przynoszą wspomnienia
Kazimierza Wiłkomirskiego, słynnego wiolonczelisty i kompozytora, który w latach 30. zasugerował młodopolskiemu artyście napisanie utworu: koncertu, sonaty lub miniatury na wiolonczelę. Odpowiedź była zaskakująca. Otóż – jak to ujął Wiłkomirski: „
Szymanowski odpowiedział swoim śpiewnym kresowym akcentem »Kiedy, proszę pana… ja… nie czuję wiolonczeli«”.
Niestety, sugestie Wiłkomirskiego nie przyniosły żadnych efektów. Dopiero w roku 1982
Wiłkomirski wpadł na pomysł dokonania wiolonczelowej transkrypcji Sonaty skrzypcowej op. 9. Jak zauważył autor owej transkrypcji, po niewielu zmianach technicznych partia skrzypcowa została z łatwością dostosowana do specyfiki wiolonczeli, bez zmiany „treści muzyki”.
Podczas sobotniego koncertu promowana będzie płyta „Works for cello and piano”, a usłyszymy transkrypcje na wiolonczelę utworów autora „Harnasi”, m.in. Sonatę skrzypcową op. 9 Szymanowskiego (w opracowaniu
Kazimierza Wiłkomirskiego), Preludium op. 1 nr 1 (w opracowaniu Andrzeja Orkisza, uznanego wiolonczelisty i pedagoga) czy dwie pieśni z cyklu „Pieśni kurpiowskich” w transkrypcji
Tomasza Szczęsnego – solisty koncertu (koncertmistrza Orkiestry Filharmonii w Szczecinie i pedagoga Akademii Sztuki).
Zadziwiające, jak naturalnie brzmi muzyka
Szymanowskiego przybrana w wiolonczelową szatę brzmieniową. Być może rację miał
Kazimierze Wiłkomirski, gdy podczas prac nad transkrypcją stwierdził: „
Szymanowski sam nie wiedział, jak głęboko czuł wiolonczelę!”.
Wieczór w dniu
Święta Niepodległości rozpocznie się utworem najwybitniejszego kompozytora operowego doby przedmoniuszkowskiej. Rola twórcy „Halki” w historii polskiej opery nie podlega dyskusji, ale tym, kto przetarł szlaki, był
Karol Kurpiński, syn ziemi leszczyńskiej, urodzony w wielkopolskich Włoszakowicach (1785-1857). Większość jego oper ma tematykę historyczną i pisana była w czasach wielkich nadziei i snu o Napoleonie – zbawcy narodów. Ważne dokumenty historyczno-muzyczne to nieśmiertelna „
Warszawianka”, hymn powstania listopadowego, oraz opera, „
Zabobon, czyli Krakowiacy i Górale”. Melodie z „Nowych Krakowiaków”, jak nazywano tę operę dla odróżnienia od wcześniejszego opracowania tego samego tematu przez Jana Stefaniego, spodobały się na przykład
Fryderykowi Chopinowi. Włączył je później do swoich improwizacji fortepianowych podczas recitali. Wspomniany Moniuszko natomiast wykorzystał melodykę „Olszynki” z opery „Zamek na Czorsztynie” Kurpińskiego w arii Halki pt. „Jako od wichru krzew połamany”. Jak widać, dzieło
Karola Kurpińskiego oddziaływało na następne generacje kompozytorów. Jego muzyka wciąż czeka na swój renesans, a krok ku temu uczyni
Młoda Polska Filharmonia, która wykona uwerturę do opery „Aleksander i Apelles” (opera z 1815 roku, historia malarza Apellesa, który był nadwornym artystą Aleksandra Wielkiego).
Postać niemieckiego kompozytora
Georga Philippa Telemanna wcale nie odciąga nas od polskich kontekstów. Otóż, współczesny Johannowi Sebastianowi Bachowi Telemann, który wywarł olbrzymi wpływ na muzykę niemiecką w XVIII wieku, w latach 1705-1708 służył na dworze hrabiego Promnitza, dworzanina króla Polski Augusta II. Debiut kapelmistrza
Telemanna nastąpił we wrześniu 1705 roku, kiedy król Polski zatrzymał się w Żarach, w drodze z Warszawy do Drezna. Telemann w czasie swej służby w Polsce poznał muzykę ludową: „Trudno wprost uwierzyć, jak cudowne pomysły mają tacy kobziarze i skrzypkowie, kiedy w czasie przerwy w tańcu zaczynają fantazjować”. W bardzo obszernej twórczości
Telemanna polskich nawiązań jest naprawdę wiele… I odwrotnie, szkoła muzyczna w Żarach nosi imię Telemanna, dzięki czemu młodzież poznaje postać niezwykle ważną dla historii europejskiej kultury XVIII wieku. Koncert na altówkę, powstały w latach 1716-1721, jest jednym częściej grywanych utworów kompozytora.
Roman Spitzer to altowiolista łączący rolę kapelmistrza altówek (niedawno wygrał przesłuchania do orkiestry filharmonii w Rotterdamie) z intensywną działalnością koncertową o szerokim profilu repertuarowym (od muzyki baroku poprzez „Harolda w Italii” Berlioza aż po koncert Bartoka na altówkę).
Na finał świątecznego wieczoru w Filharmonii zabrzmi Symfonia D-dur XVIII-wiecznego kompozytora wielkopolskiego –
Wojciecha Dankowskiego. Wiemy, że „Danek” – jak często podpisywane były jego utwory – z pochodzenia Czech, związany był z Katedrą w Gnieźnie (1787-90), gdzie działał jako kapelmistrz oraz kompozytor. Prawdopodobnie pracował także w Poznaniu, ponieważ w kościele Marii Magdaleny przechowywano wiele jego dzieł. W dokumentów wiadomo, że
Adalbertus Dankowski skomponował co najmniej 9 symfonii, lecz niestety większość zaginęła. Muzyka Symfonii D-dur dowodzi, iż wielkopolski muzyk opanował język muzyczny Haydna i Mozarta. Dzieło składa się bowiem nie z trzech części jak to miało miejsce w przypadku kompozycji wczesnego klasycyzmu, ale z czterech w pełni rozwiniętych ogniw cyklu symfonicznego. Oryginalnie brzmi finał, w którym niektóre instrumenty dęte obdarzone zostały fragmentami solowymi.