Najpopularniejsze wielkie dzieło muzyki symfonicznej. Fenomen tego utworu to nie tylko wspaniała muzyka, ale i wartości moralne, które niesie tekst Fryderyka Schillera śpiewany przez chór w wielkim finale. Symfonia nr 9 Ludwiga van Beethovena to jeden z najważniejszych muzycznych dokumentów całej epoki oświecenia – czy dziś jest nadal aktualny?
Kiedy Beethoven pracował nad IX Symfonią był już niemal zupełnie głuchy. Cała partytura Symfonii, podobnie jak wszystkie inne utwory pisane w tym czasie, powstała jedynie w jego wyobraźni (nie miał możności usłyszenia efektu). Jednak utrata możliwości słyszenia w żadnym razie nie utrudniała artyście komponowania. Oczywiście, jak to miał w zwyczaju, przerabiał swoje dzieła w nieskończoność, ale to nie miało nic wspólnego z głuchotą. Co więcej w latach 1822-1824, kiedy monumentalne dzieło powstało, był niezwykle kreatywny. Pracował jeszcze nad wielką mszą (Missa solemnis), dwoma sonatami i tuzinem innych kompozycji. A idea symfonii była tak rewolucyjna, że przyćmiewała wszystko, co do tej pory w muzyce wynaleziono. Zresztą pomysł skomponowania wielkiego dzieła do tekstu Fryderyka Schillera krążył w głowie mistrza od wielu lat. Po raz pierwszy dowiadujemy się o tym z listu pewnego profesora prawa w Bonn, który pisał o tym, że Beethoven chciałby napisać dzieło do tekstu Schillera strofa w strofę. Potem kilkakrotnie jeszcze dowiadujemy się o tym z listów kompozytora (1798,1812). Lecz dopiero w roku 1822 przyszedł czas.
Symfonia składa się z czterech części i choć trudno wnioskować, że mają one konkretny program, to jednak dramaturgiczny plan wygląda tak: część I – walka, II – zabawa, III – kontemplacja, IV – wielki pean, pojawiają się głosy solistów i chór, który śpiewa tekst wiersza Schillera. Apoteoza, tryumf („Wszyscy ludzie będą braćmi”). Zwróćmy uwagę, droga do zwycięstwa wiedzie poprzez ciężką pracę, walkę, a gdy wszelkie próby przejdziemy dzielnie, nagroda nas nie minie. Taka filozofia przyświecała Beethovenowi przez całe życie. To dlatego swego czasu był zafascynowany Napoleonem. To dlatego nie szanował arystokracji i gardził feudalizmem bez względu na to, jak bardzo byłby oświecony. Szlachetne urodzenie nie dawało wedle Beethovena patentu na dobro, szlachetność i mądrość. Czyż nie jest to przekaz, który klasycy wiedeńscy nosili w sobie, ale sztywny gorset feudalnego systemu zabraniał im mówić głośno? „Czarodziejski flet” Mozarta, IX Symfonia Beethovena – jedynie tu twórcy rzucają odważne wyzwanie całej epoce.
Konserwatywny Wiedeń tak mocno dał się we znaki Beethovenowi, niejednokrotnie nie rozumiejąc jego dzieł, że teraz, kiedy partytura „Dziewiątej” była już ukończona, twórca wcale nie palił się do usytuowania premiery w stolicy Monarchii. Jednak gdy wieść o nowej symfonii rozeszła się po mieście, przesłano Beethovenowi niesamowity list od wielbicieli i przyjaciół, w którym zapewniano o szacunku dla jego dzieła. W rezultacie 7 maja 1824 roku doszło w Kärtnertor Theater (dziś już nieistniejącym) do premiery. Relacje z tego wieczoru zgodnie potwierdzają, że był to wielki sukces. Beethoven był na scenie, lecz z powodu głuchoty nie dyrygował. Patrzył jednak na orkiestrę. Gdy ta skończyła grać, nie mógł słyszeć frenetycznej owacji, jaką wiedeńczycy nagrodzili jego muzykę. Ktoś podszedł do kompozytora i gestem dał do zrozumienia, żeby się odwrócił i zobaczył to, czego nie mógł usłyszeć.
Czy przesłanie Symfonii może być dziś aktualne? Odpowiedzmy refleksją Czesława Miłosza, który uważał działanie muzyki Beethovena za wyzwolicielskie, „nas wywyższające, ponad to, czym jesteśmy”.
------------------------------
dr Mikołaj Rykowski
Muzykolog i dyplomowany klarnecista, związany z Katedrą Teorii Muzyki na Akademii Muzycznej im. I. J. Paderewskiego w Poznaniu. Autor książki i licznych artykułów poświęconych fenomenowi Harmoniemusik – XVIII-wiecznej praktyce zespołów instrumentów dętych. Współautor scenariuszy "Speaking concerts" i autor słownych wprowadzeń do koncertów filharmonicznych w Szczecinie, Poznaniu, Bydgoszczy i Łodzi.