Zimą jakoś bliżej nam do gór, ale czy dziś na przykład takie Zakopane nie jest odrobinę przereklamowane? Jechać tam w szczękający mróz (ze Szczecina to jest kawałek…), na każdym kroku kolejki i kolejki do kolejki, po rydzach boli brzuch i ciągle wszystko wychodzi drożej… Bajka o górach jest ciekawsza niż rzeczywistość. W programie: „Bajka”, opowieść zimowa Moniuszki, „Fantazja góralska” Noskowskiego oraz muzyka do narodowego baletu „Harnasie” Karola Szymanowskiego.
Historia opowiedziana dźwiękami – bez słów. Taki zamysł, tzw. muzyki programowej, przyświeca kompozycjom Moniuszki i Noskowskiego. Jeśli ktoś zapyta: no dobrze, ale o czym jest owa „Bajka” Moniuszki? No cóż, podtytuł „Conte d’hiver” mówie niewiele, to opowieść zimowa. A zatem jak potoczy się historia „dawno, dawno temu za górami, za lasami…”, zależy od melomanów. Tak było zresztą od 1848 roku, kiedy po raz pierwszy „Bajka” została opowiedziana wileńskiej publiczności. Kompozycja stała się jednym z najczęściej wykonywanych utworów Moniuszki, któremu nieobcy był duch muzyki góralskiej (tańce góralskie w „Halce”). Góralska nuta inspirowała również jego następcę Zygmunta Noskowskiego, który także postanowił opowiedzieć o górach za pomocą dźwięków w „Fantazji góralskiej”. Wprawdzie ów trochę niesłusznie zapomniany kompozytor częstym bywalcem pod Giewontem nie był, lecz góralski folklor w swoich utworach wykorzystał i to nieraz (np. muzyka do komedii „W Tatrach”). Po góralsku Noskowski fantazjował zrazu przy fortepianie, by w 1885 roku przenieść owo fantazjowanie na karty partytury orkiestrowej. I tak powstała „Fantazja góralska”. Żadne tam „dawno, dawno temu za górami…”. Akcja wyraźnie rozgrywa się „w murowanej piwnicy”, a melodia ta w rękach Noskowskiego okazuje się całkiem wdzięcznym materiałem do orkiestrowego popisu wariacyjnego.
Muzyka do baletu „Harnasie” Karola Szymanowskiego nie ma rodowodu programowego. Jednak wykonana koncertowo spełnia tę rolę, tj. sprawia, że kojarzymy muzykę z najbardziej legendarnymi mieszkańcami gór – rozbójnikami i łupicielami, słowem harnasiami. Dzięki witkiewiczowsko-tetmajerowskiej wizji ich działalności są oni dziś wymieniani jednym tchem wraz z Robin Hoodem, Wilhelmem Tellem i Rinaldo Rinaldim. W rzeczywistości ich działalność górale oceniali różnie, lecz także w tym przypadku wydaje się, że legenda nieco przerosła rzeczywistość. Góralska wolność (Śleboda), którą wyznaje w balecie Harnaś, porywając góralkę z wesela, zbójnicka duma i hardość to cechy atrakcyjniejsze niż gospodarność, posłuszeństwo i porządność. Najważniejsze jest jednak to, że muzyka urzeka tu góralskim kolorytem, werwą, a szerokie frazy tętnią harnasiowym temperamentem. Dla podkreślenia realizmu folkloru podhalańskiego Szymanowski zastosował tu liczne cytaty (co nie było u niego regułą). Niektóre melodie zastosowane przez kompozytora znane były nawet daleko poza Podhalem. Z gęstwiny orkiestrowego brzmienia wyrasta w niektórych numerach prawdziwa góralska kapela, co można uznać za pierwsze w historii spotkanie góralszczyzny z uczoną muzyką symfoniczną.
„Harnasie” powstały w okresie, kiedy kompozytor, po latach eksperymentów z muzyką zachodnią, częściej powracał do rodzimego folkloru, na przykład pieśni ludowych. Prędko ów balet okrzyknięto zresztą baletem narodowym, który to fakt uczczono premierą w… Pradze. I znów bajka i rzeczywistość.
------------------------------
dr Mikołaj Rykowski
Muzykolog i dyplomowany klarnecista, związany z Katedrą Teorii Muzyki na Akademii Muzycznej im. I. J. Paderewskiego w Poznaniu. Autor książki i licznych artykułów poświęconych fenomenowi Harmoniemusik – XVIII-wiecznej praktyce zespołów instrumentów dętych. Współautor scenariuszy "Speaking concerts" i autor słownych wprowadzeń do koncertów filharmonicznych w Szczecinie, Poznaniu, Bydgoszczy i Łodzi.