Muzyka w epoce romantyzmu nie była twórczością abstrakcyjną. Zawsze stała za nią osobowość, jednostka, słowem – indywidualność artysty. Muzyka pozwalała na osobistą, ba, nawet intymną wypowiedź. Cecha ta sprawia, że XIX-wieczna twórczość pozostaje w kręgu szczególnych zainteresowań historyków, przedmiotem badań jest nie tylko dzieło, ale także proces twórczy, jaki mu towarzyszył.
Z zapisków, listów i wszelkich źródeł pozamuzycznych dziś już wiemy, jak tworzył Mozart (bez poprawek i na czysto) czy Rossini (także sprawnie i niezwykle szybko). Z pozostawionych szkiców muzycznych wynika jednak, że nie wszystkim kompozytorom tworzenie przychodziło łatwo. Swoje utwory wielokrotnie przerabiał Schumann, w twórczym niezdecydowaniu prym wiódł Bruckner. Kompozycyjne rozterki nie omijały także jednego z największych – Ludwiga van Beethovena. Jego dzieła dojrzewały powoli. „Najpierw powstawały szkice, chwytające same tematy w najogólniejszych zarysach. Notował wtedy swe pomysły wszędzie gdzie popadło. Gdy zabrakło mu papieru nutowego, pisał na ścianach, na drzwiach, na karcie potraw w gospodzie przy kolacji” (Beethoven, Stefania Łobaczewska, s. 70).
O sekretach warsztatu kompozytora dowiadujemy się na podstawie szczęśliwie zachowanych notatek, strzępów motywów, fraz, poddawanych następnie wielokrotnym przekształceniom i mutacjom. Tak było również z uwerturą do opery Fidelio, którą kompozytor przerabiał czterokrotnie, przy czym nie mówimy tu o drobnych korektach, ale o głębokich ingerencjach quasi-chirurgicznych. Twórcza pasja zmagająca się w tym przypadku ze sporym autokrytycyzmem dowodzi, jak wielką wagę przywiązywał kompozytor do kształtu uwertury operowej. Ma ona być li tylko luźnym nawiązaniem do głównych wątków melodycznych dzieła czy też ma to być głębszy wyraz głównych konfliktów wyrażonych w dramacie scenicznym. Beethovenowski wybór był oczywiście bliższy drugiej koncepcji. Uwertura nie miała być jedynie wstępem do opery, lecz raczej – według Beethovena – winna stanowić jej integralną część. „Leonora II” jest historycznym śladem twórczych rozterek kompozytora, który skomponował ogółem cztery wersje muzycznego wprowadzenia do opery. Najpopularniejsze z nich to chyba „Leonora III”, chociaż wersja druga także jest bardzo atrakcyjnym utworem, zdradzającym pewne podobieństwa do mrocznych klimatów uwertur C.M. Webera. Podobnie jak inne wersje „Leonora II” jest związana z treścią i atmosferą opery Fidelio, o czym świadczy na przykład użycie efektu gry trąbek z oddali, co zwiastuje przybycie króla, mającego sprawiedliwie osądzić uwięzionego bohatera. Tak naprawdę wszystkie wersje „Leonory” wiodą dziś niezależne od opery życie koncertowe, co jest dowodem popularności. No cóż, jak się jest Beethovenem to nawet owoc niezdecydowania jest genialny...
Z romantycznego świata Beethovena przeniesiemy się, a może raczej dokonamy wielkiego skoku w nadprzestrzeń, tzn. w dźwiękową abstrakcję muzyki Pawła Mykietyna. Koncert na flet i orkiestrę miał premierę 29 listopada 2013 roku w sali koncertowej Filharmonii Łódzkiej im. Artura Rubinsteina. Solistą w Filharmonii w Szczecinie będzie Łukasz Długosz, absolwent renomowanych uczelni (Staatliche Hochschule für Musik we Fryburgu, Hochschule für Musik und Theater w Monachium). O ile jednak „dyplomy nie grają na estradzie”, to lista nagród na międzynarodowych konkursach, nade wszystko jednak liczba koncertów rocznie – 100!, zaświadczają o wysokiej klasy umiejętnościach artysty.
Autor koncertu Paweł Mykietyn to uznany już dziś twórca muzyki współczesnej, tworzący zarówno dla estrad filharmonicznych, festiwalowych, jak i dla teatru oraz filmu. W ostatnich utworach twórca podejmuje swoistą grę z czasem muzycznym. W jednym z wywiadów mówi tak: „Zawsze interesowała mnie strona matematyczna muzyki, kombinacje i permutacje. Z początku stosowałem ciągi arytmetyczne, później geometryczne, które są bardziej subtelne”. Krytyk Agnieszka Grzybowska w odniesieniu do koncertu na flet ujęła sprawę następująco: „Akcja w utworze kilkakrotnie ulega pewnemu rozrzedzeniu, Mykietyn stara się przekonać słuchacza, że czas jest elastyczny i można go trochę porozciągać. Formotwórcze znaczenie można przypisać zabiegowi zwalniania tempa” (źródło:
pwm.com.pl). Czy nie jest zatem tak, że Beethoven nie definiował muzyki jako dzieła otwartego, przeczuwając jedynie tę możliwość w owych wariantach swoich utworów, natomiast artysta współczesny włącza już ową otwartość do istoty dzieła muzycznego?
Z rozważań o otwartości dzieła muzycznego powrócimy w piątkowy wieczór na ziemię i to – jak ująłby to Jerzy Pilch – w sensie ścisłym. Pomoże nam w tym VI Symfonia „Pastoralna” Ludwiga van Beethovena, dzieło pionierskie jak na swój czas (premiera 1808). Po pierwsze, ponieważ ma pięć części (a nie cztery jak klasyczna symfonia), po drugie, z uwagi na fakt, że każda część ma opisowy tytuł.
• Obudzenie się pięknych uczuć po przybyciu na wieś.
• Scena nad strumykiem.
• Zabawa wieśniaków.
• Burza.
• Radosne i dziękczynne uczucia po burzy.
Wprawdzie Beethoven napisał, że ta symfonia carateristica to bardziej sprawa uczucia niż malowania dźwięków, ale przyznajmy, to niemal muzyczne obrazy. Na przykład ilustracja śpiewu ptaków albo grzmot burzy. Beethoven już wcześniej komponował muzykę z pobudek pozamuzycznych, na przykład symfonia „Eroica” – hołd dla Napoleona czy „Zwycięstwo Wellingtona”. Ideę programowości wyraził jednak najpełniej w VI Symfonii – język dźwięków opisuje tu piękno natury i radosne uczucia obcowania z przyrodą.
Pięknym zakończeniem byłoby stwierdzenie, że natura była dla artysty idealnym przewodnikiem, a partytura powstawała bez skreśleń i na czysto. Nic bardziej mylnego, rękopisy szkiców do symfonii przypominają bardziej bitwę pod Waterloo – na szczęście bitwę zwycięską.
------------------------------
dr Mikołaj Rykowski
Muzykolog i dyplomowany klarnecista, związany z Katedrą Teorii Muzyki na Akademii Muzycznej im. I. J. Paderewskiego w Poznaniu. Autor książki i licznych artykułów poświęconych fenomenowi Harmoniemusik – XVIII-wiecznej praktyce zespołów instrumentów dętych. Współautor scenariuszy "Speaking concerts" i autor słownych wprowadzeń do koncertów filharmonicznych w Szczecinie, Poznaniu, Bydgoszczy i Łodzi.