„Wieniawski jest kobietą” – tak powitano Verikę Tchumburidze na łamach gazety poświęconej Konkursowi im. Henryka Wieniawskiego, kiedy już wiadomo było, że zwyciężyła w tych najstarszych na świecie zmaganiach skrzypcowych. Wprawdzie publiczność i krytycy nie zawsze byli zgodni co do interpretacji artystki z Gruzji, ale finał nie pozostawił wątpliwości, wzbudzając wręcz ekstatyczny stan wśród publiczności obecnej w auli Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Nawet sceptycy przyznawali, że „Veriko Tchumburidze jest rasowym zwierzęciem scenicznym, dzikim i nieokiełznanym, doskonale czującym się na estradzie” („Zapędzony pod ścianę niejednoznaczności”, A.O. Gibowski,
wieniawski.pl). Od roku trwa triumfalny pochód Veriko Tchumburidze po estradach świata (od Australii przez Chiny, na Portugalii kończąc). W Szczecinie wirtuozkę usłyszymy w niezwykle wymagającym utworze (Pani Veriko nie osiadła na laurach!). „Fantazja szkocka” Maxa Brucha to głęboki liryzm i spora dawka wirtuozerii, a takie połączenie wymaga od wykonawcy wielkiej dojrzałości. Znawca folkloru szkockiego rozpozna w kompozycji także tradycyjne melodie z tego rejonu Brytanii, m.in.: „Auld Rob Morris”, „Through the Wood Laddie” I „The Dusty Miller”.
Do atmosfery wysp północnych nawiązuje również uwertura „Hebrydy” („Grota Fingala”) op. 26. Felixa Mendelssohna. Jak zauważają redaktorzy „Przewodnika koncertowego”: „romantyczne pieśni Osjana, ich fantastyka, świat bohaterskich postaci i tajemniczych zdarzeń odżywają w muzyce uwertury”. Wieczór zostanie zakończony III Symfonią „Reńską” Roberta Schumanna, która chronologicznie jest ostatnia (czwarta powstała bowiem wcześniej, po prostu przyjęto taką numerację). To jedna z najbardziej pogodnych kompozycji Schumanna. Być może ma to związek ze szczęśliwym okresem pobytu Roberta i Klary w Düsseldorfie. Twórca był wówczas obsypywany zaszczytami, zewsząd płynęły wyrazy uznania. W muzyce odnajdujemy tego wyraz na przykład w melodiach tzw. Rheinländlerów, czyli tańców ludowych z terenu Nadrenii. Pięć części nie jest właściwie zwartym cyklem symfonicznym, lecz połączeniem swobodnych obrazów muzycznych. Wiemy z dokumentów, że przed powstaniem dzieła Schumann i Klara udali się do Nadrenii i płynęli statkiem. Czas płynął im tam beztrosko i nie można wykluczyć, że kompozytor przelał na karty partytury obrazy, które podziwiali z Klarą, na przykład płynąc po Renie. W radosnym klimacie utrzymana jest część pierwsza, co słychać między innymi w lirycznym temacie skrzypiec. Potem lekki Ländler, a następnie muzyka zabierze nas w krainę nieco sentymentalną (części III). W poważnym „Adagiu” zabrzmią frazy uroczyste – z zapisków kompozytora wiemy, że to wspomnienie z katedry kolońskiej (podobno Schumann uczestniczył tu w jakiejś ceremonii). W ostatniej części powraca żwawe tempo i pogodny nastrój z początku utworu. Aż trudno uwierzyć, że inspiracją dla kompozytora była rzeka, do której w chwili rozpaczy i kryzysu rzuci się lata później, w 1854 roku. Na szczęście jacyś wioślarze wypatrzą go z łodzi i odratują.
------------------------------
dr Mikołaj Rykowski
Muzykolog i dyplomowany klarnecista, związany z Katedrą Teorii Muzyki na Akademii Muzycznej im. I. J. Paderewskiego w Poznaniu. Autor książki i licznych artykułów poświęconych fenomenowi Harmoniemusik – XVIII-wiecznej praktyce zespołów instrumentów dętych. Współautor scenariuszy "Speaking concerts" i autor słownych wprowadzeń do koncertów filharmonicznych w Szczecinie, Poznaniu, Bydgoszczy i Łódzi.